Strony

czwartek, 23 lipca 2015

04. Ratunek nadciąga

Zacznę od tego, że... Wszystkiego najlepszego Sasuke! <3 23 lipca :) Pamiętamy! 
Dziękuję wszystkim, którzy pozostawili komentarze! Starałam się zastosować do waszych rad, nie wszystko może jest już jak powinno, ale staram się!
Życzę miłego czytania! :*

- Kiedyś na misjach nie było dnia aby nas ktoś nie zaatakował - wyszeptał Uzumaki, siedząc przy dogasającym powoli ognisku, rozpalonym dzięki umiejętnością Uchihy. Wokół rozciągała się niemal nieprzenikniona cisza, zakłócana jedynie przez ich czwórke. Las, który od nich oddzielony był o zaledwie kilka kroków zdawał się przysłuchiwać uważnie ich rozmowie, czekając... - A teraz cisza... Żadnej adrenaliny, akcji... Lipa. - rzekł jakby z lekkim zawodem Siódmy, odrzucając swój długi płaszcz do tyłu i odchylając się nieco by móc podziwiać gwiazdy.
Boruto i Sarada spojrzeli po sobie po czym wzruszyli ramionami.
- Nasze misje zawsze takie są - mruknął młodszy blondyn z żalem, wiedząc jak ekscytujące musiały być niegdyś misje. - Zawsze cicho... Spokojnie. Nawet kiedy spotkamy jakiegoś ninja to nigdy nie dochodzi do walki. - westchnął. - Czasem można się nieźle wynudzić... To coś jak to kiedy opowiadasz nam o swojej pracy - porównał młody Uzumaki wyszczerzając śnieżnobiałe zęby na co Sarada prychnęła śmiechem, a Siódmy fuknął obrażony. - Nie wkurzaj się, staruszku. Nawet mama przysypia...
- Jak ja cię zaraz - Hokage już szykował się do złapania syna i poczochrania mu symbolicznie włosów, kiedy to z krzaków dobiegł ich dźwięk niezidentyfikowanego pochodzenia.
- Chciałeś adrenaline młotku, to zaraz będziesz ją miał - zakpił Uchiha uaktywniając Sharingan i rozglądając się z uwagą wokół. Pustka jaką zionęły zarośla była niemal niepokojąca... - Nic nie wiedzę - szepnął nadal skupiony, po krótkich oględzinach.
- To pewnie jakieś zwierze - wysunął Naruto zajmując poprzednie miejsce. - Kto chce ramen? - zapytał po chwili wyciągajac ze swojego podróżnego, jak widac bardzo pojemnego plecaka kilka misek swojej ulubionej potrawy.
- Ty to wiesz jak się przygotować do misji - pochwalił swojego ojca Boruto odbierając z jego dłoni jedną porcje wspomnianego wcześniej dania, zapakowanego w białe, schludne, termiczne pudełeczko.
- Sarada, nie mów, że tak jak twój ojciec będziesz się wystrzegała ramen'u jak ognia piekielnego - zagadnął majdajac na zachęte brwiami blondwłosy męźczyzna, wyciągając zupe w stronę córki przyjaciela.
Czternastolatka uśmiechnęła się tylko i odebrała od Hokage jedną porcję.
- A Sasuke będzię głodował - mruknął Siódmy rozpoczynając konsumcje swojego ulubionego dania.
Uchiha wzruszył tylko ramionami i wstał z zajmowanego miejsca, nadal nie spuszczając swojego czujnego wzroku z terenu wokół.
- Pójdę się rozejrzeć - poinformował i nie czekając na jakiekolwiek słowa, ze strony któregokolwiek z członków pokierował się w tylko sobie znanym kierunku...

Jej kroki były ciche... Niepewne. Każdy nieznany jej dźwięk skutkował ich zatrzymaniem bądź wyciszeniem w jeszcze większym stopniu.
Nie czuła się dobrze, przemierzając korytarze Konohańskiego Więzienia. Każdy przedmiot zdawał się krzyczeć do niej i informować ją o zagrożeniu jakie na nią czyha.
Dostrzec mogła ludzi, na których twarzach malowały się pełne wrogości uśmieszki bądź też przepełnione kpiną spojrzenia.
Zmierzała do ostatniej, najbardziej oddalonej od wszystkich celi.
Kiedy tylko dostrzegła jak zamknięci za kratami mężczyźni wręcz rozbierają ją wzrokiem, przyspieszyła chodu, wyprostowując się i dumnie krocząc w stronę swojego celu.
- Pakuj się, Uchiha - wypowiedziała wkładając w swą wypowiedź tyle chłodu, ile zdołała, co ku jej uciesze zabrzmiało tak, jak brzmieć powinno. - Przyszła pora pożegnać się z tym światem, najdroższy - wyszeptała nadal nie spuszczajac z tonu, obdarowjąc skazańca jadowitym spojrzeniem.
Każdy więzień wiedział jakie łączyły ich relacje, dlatego właśnie nikt nie spodziewał się, że to delikatna panna Haruno zmieni się w prawdziwą lwiece, przynosząc swemu ukochanemu wiadomość o egzekucji. - No chłopcy, na co czekacie? - zapytała dwóch strażników, siedzących tuż przy celi.
Brunet nie był sam za tymi konkretnymi kratami. Wraz z nim znajdowało się tu jeszcze pięciu najgroźniejszych przestępców ówczesnych lat, dlatego właśnie żaden z dwójki ochroniarzy nie miał odwagi aby wejść do celi tylko po to, by zakłóć jednego z nich kajdanami.
- Nie lepiej...
- Nie - kobieta była stanowcza, a na jej twarzy wymalowała się niespotykana dotąd obojętność.
- Ruszcie się, nie mamy całego dnia - warknęła. - A ty kochany nawet nie myśl o ucieczce, to co odwleczesz nie ucieknie. - rzekła do trzymającego mocno kraty Uchihy.
- Nie dasz rady zaprowadzić mnie na śmierć - zakpił. - Za bardzo mnie kochasz - szepnął subtelnie na co po jej skórze przeszły przyjemne dreszcze.
- Miłość nie gra tu roli - uświadomiła i widząc niekompetencje strażników sama wykonała serie znaków zwalniających zamek.
- Panienka chyba chce tu z nami zostać - zagwizdał jeden z obleśnych typów zbliżając się niebezpiecznie do dziewiętnastolatki.
Jego cuchnący oddech zaczął drażnic jej delikatną skóre, przyprawiając włascicielke o zawrót głowy.
- Zabieraj swoje cuchnące łapska ode mnie, albo załatwię ci u Hokage taki sam los jak Uchihy. - po wykonaniu kolejnych znaków i upewieniu się, że delikwent jest odpowiednio zabezpieczony wyciągnęła go mocnym szarpnięciem z celi zamykając ją pospiesznie, kiedy dwóch z zamkniętych próbowało rzucić się na jeszcze niezabezpieczone wejscie.
- Idziemy - mruknęła nieprzyjemnie. Ku jej uciesze Uchiha nie stawiał oporu co wywołało na jej twarzy chwilową ulge.
Kiedy już nikt nie był w stanie ich obserwować przystanęła i nie panując nas swoim ciałem odszukała w ciemnościach jego usta, skradając długi, namiętny pocałunek.
- Misja wykonana - wyszeptała jeszcze, zarzucając swoje dłonie na jego szyje.
- Nie powinnaś tam wchodzić sama - wymruczał między pocałunkami - Gdyby, któryś cię dotknął... Nie przejmowałbym się powodzeniem misji, a go zaatakował...
- Miałam czekać? - jej głos był cichy jednak nadal pobrzmiewał pewnością. - I nadal patrzeć jak ci bandyci przebywają w twoim towarzystwie?
- Nie, miałas poczekać, aż rusza się te młokosy - wywarczał. - Tak wogóle, nie przypuszczałem, że możesz być tak groźną zawodniczką - zaśmiał się.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, składając nm ustach ukochanego kolejny pocałunek.
 Nim jednak zrobiła jakikolwiek kolrjny krok poczuła jak robi się coraz bardziej ociężała, jak krew odpływa z jej twarzy, a oczy samoistnie zjeżdżają w dół, aż w końcu całkowicie blada osuwa się nieprzytomna na ziemie.
Mężczyzna widząc to zdezorientowany nie dopuścił do zetknięcia się jej ciała z chłodna, kamienną posadzką, chwytając jej drobną sylwetke w swoje silne, męskie ramiona.
Wyszeptał jej imie, szturchając lekko w ramie, a nie widząc odezwu zaklnął siarczyście, ciesząc się, że namówił Sakure na kajdanki bez blokady chakry...

- Nad czym myślisz? - usłyszał nagle, wzdrygając się niezauważalnie.
Spojrzał z ukrywanym niepokojem na córke, starając się przyjąć jak najchłodniejszą maske.
- Nad niczym szczególnym... Chyba znowu dopadły mnie wspomnienia - mruknął. Niezuważył nawet kiedy jego córka usiadła obok wtulając się w jego sztywną sylwetke.
- O czym wspominałeś? - zapytała z niewinną, dziecięcą ciekawością.
Teraz dopiero zauważył jak bardzo zazdrości swojej córce. Pomimo tragedii ostatnich dni, ta przez niemal całe życie nie zaznała bólu jakim była strata bliskich. Był z tego dumny, jednak przez to w jego głowie pojawiały się obrazy jego, jako samotnego dzieciaka opłakującego śmierć rodziców i całej rodziny. W wieku Sarady jego serce przepełniała nienawiść i rządza zemsty, ona natomiast była spokojna, delikatna, a jednak silna - dokładnie tak samo jak jej matka.
- O dniu, w którym dowiedziałem się, że przyjdziesz na świat - uśmiechnął się delikatnie i po raz kolejny wrócił do świata wspomnień.

- Czy to coś poważnego? - zapytał tuszując swój niepokój, kiedy dostrzegł jak była Hokage opuszcza sale szpitalną, którą zajmowała różowowłosa.
- Na szczęście nie - uśmiechnęła się. - Chociaż... Mam jedna dość ważną wiadomość dla ciebie. Nie wiem czy będziesz z niej zadowolony...
Posłał jej tylko zniecierpliwione spojrzenie, które ona potraktowała jako zły omen.
- Sakura musi teraz na siebie bardziej uważać, nie wolno jej chodzić na misje, będzie potrzebowała cię obok niemal codziennie... - wyliczała.
- Czyli to cos poważnego - wywnioskował.
- Nie, Sasuke. Jeśli nadal się nie domyślasz to mogę ci podpowiedzieć - uśmiechnęła się, czujac, że nawet najinteligentniejszy mężczyzna, nie zrozumiałby aluzji jaką zarzuciła. - Ten stan będzie trwał około dziewięciu miesięcy, Sasuke - powiedziała, a brunet pogrążony w szoku usiadł na jednym ze szpitalnych krzeseł...

- Słyszałeś to? - zapytała z delikatnym przestrachem Sarada, patrząc na szeleszczące liscie jednego z pobliskich krzaków.
Polana na której się znajdowali rozciągała się w promieniu kilku hektarów dalej, przez co jedynym możliwym miejscem dźwięku okazywał się wyjątkowo gęsty las, na którego granicy pnęły się krzewy i inne rośliny, których nie można było zaliczyć do drzew.
- Zostań tu. Jeśli coś będzie się działo to krzycz - powiedział Uchiha w jednej chwili odzyskując trzeźwość myśli. - Idę to sprawdzić - dodał już bardziej do siebie, rozpoczynajac swój bieg z niebywałą (lecz jak dla niego całkowicie normalną) prędkością.
Dziewczyna patrzyła jak jej ojciec znika w cieniu lasu, jak pochłania go ta mroczne aura. Na samą myśl po jej ciele przebiegły ciarki, które utrzymywały się jeszcze przez dobre kilka minut.
Choć wiedziała, że jej rodzic to jeden z najsilniejszych ninja na świecie, to jednak strach o jego życie spowodował skurcze w żołądku. Nie mogła go stracić. Nie mogła, zwłaszcza, że już kilka dni temu pozbawiono jej matki, czego do tej pory nie mogła znieść.
Mężczyzna natomiast przedzierał się przez gęsty las, którego konary rozrastały się na boki we wszystkie strony.
Gdyby nie aktywowany sharingan jego zmysł wzroku by go zawiódł, za pewne prowadząc na pewną śmierć.
Kiedy już minęło kilka minut mógł ze złością stwierdzić... Że się zgubił. Jego orientacja w terenie nie podpowiadała mu w jaką strone powinien się udać, a wszystkie zmysły prowadziły zażartą kłótnie.
Zamiast jednak panikować (kto jak kto, ale on jako Uchiha nie czuł zdenerwowania na myśl o zagubieniu drogi) zaczął powolnym krokiem zmierzać przed siebie.
Z wciąż aktywowanym doujutsu rozglądał się na boki, chcąc dostrzec choć małą wiązke światła. Na próżno...

***

- Twój kochany Uchiha jest w pobliżu - usłyszała znudzony głos rudowłosego, bawiącego się kunai, na swoim kamiennym tronie. - Postanowił cię uratować... Słodkie - warknał wstając gwałtownie i podchodząc do kobiety uśmiechnął się szyderczo. - Wcale nie musisz zginąć - rzekł. - Wystarczy, że oddasz swojemu kochasiowi obrączke...
- W twoich marzeniach - warknęła lekko ochrypłym głosem. Budząc się kilka minut wcześniej, nie przypuszczała, że wróg przejrzy jej plany, a w dodatku będzieto osoba dobrze jej znana.  - Nie licz na to, że kiedykolwiek na ciebie spojrzę. Brzydzę się tobą - jej głos był stanowczy, a ona sama patrzyła wyzywająco w oczy rudowłosego, który z początku z czystą wściekłością, ale również szatańskim uśmiechem przyglądał się jej twarzy. Po chwili jednak lekko się uspokoił i przybierając kpiący gryms na twarzy zbliżył się jeszcze bardziej do kobiety.
- Wielka szkoda - wymruczał, przejeżdżając swoimi koscistymi palcami po linii jej szczęki, napawając się niezadowoleniem widniejącym na twarzy różowowłosej. - Myślę jednak, że nim cię zabiję, chcę widzieć w twoich oczach ból, sąw końcu tak piękne... Ból ten będzie spowodowany patrzeniem jak w najciężczych męczarniach umiera twój mąż... - zaczął bawić się jej włosami, wdychając co jakiś czas ich delikatny zapach - Potem córeczka... - wyliczał z nieukrywaną radością. - A na końcu... - zatrzymał ruch ręki, przybliżając się do jej ucha. -... Twój rzekomo zmarły synek - zaśmiał się szatańsko, widząc szok wymalowany na twarzy kobiety. Nie była przygotowana na usłyszenie tych słów z ust ledwo znajomego mężczyzny.
- To byłeś ty - warknęła sama, nie wiedząc do końca, co nią kieruje. - Podczas narodzin Sarady i...
- Oczywiście, że to byłem ja - zakpił i znów przysunał się do niej.
- Powiedz jedno słowo... A prawie wszyscy, których kochasz będą bezpieczni. Jedyne co musisz zrobić... To oddać mi siebie. Siebie całą... - jego dłoń spoczęła na chłodnym poliku, korzystając z chwili szoku i zdezorientowania w jakie popadła wraz z jego wcześniejszymi słowami.
- W twoich snach - chłodne jak lód słowa przecięły powietrze, a niebezpieczne języki chidori rozświetliły pomieszczenie.

***

- Sarada! - krzyknał Boruto, widząc leżącą na trawie przyjaciółke z drużyny i puszczając się biegiem przez pole, znalazł się tuż obok niej.
Jego ojciec widząc to uniósł kąciki ust w góre, również znajdując się jak najszybciej obok córki przyjaciół, której równomiernie unoszona klatka piersiowa świadczyła o zwykłym śnie spowodowanym zmęczeniem.
- Zasnęła - uspokoił syna, biorąc dziewczynke na ręce. - Zastanawia mnie tylko, gdzie Sasuke...
Rozejrzał się uważnie, jednak nie dostrzegając żadnego śladu obecności przyjaciela, westchnął.
- Trzeba chyba zbudzić, Sarade - oznajmił lekko szturchając dziewczynke w ramie.
- To chyba nie będzie konieczne - rozległo się kilka metrów za nimi. Uzumaki widząc zbliżające się postaci, zastygnał w bezruchu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz