czwartek, 13 sierpnia 2015

Martwa za życia

Nie mam pojęcia, kiedy uda mi się wziąć za rozdził piąty. Straciłam wenę i chęci...
Możliwe, że nikt, bądź tylko malutka garsteczka osób to czyta. Cóż... Gdy o tym myśle, tracę chęci jeszcze bardziej. Ech :/
Przygotowałam jednak coś dla tych, którzy jednak postanowili przeczytać, skomentować. To dla tych osób mam ochotę czasami przysiąść i napisać choć trzy linijki.
Jednopartówka, którą publikuje jest... Taka jak wszystkie moje posty - bardzo króciutka, jednak mam nadzieję, że nie całkiem beznadziejna.
Dziękuje wam wszystkim i zapraszam do czytania!

Stała wyprostowana niczym struna na skraju dachu jednego z tokijskich wieżowców, przyglądając się szaremu i ponuremu światu z góry.
Jej chłodne spojrzenie szmaragdowych tęczówek lustrowało całe otoczenie z dystansem i ostrożnością, co jakiś czas ukrywając się pod pomalowanymi idealnie eyelinerem powiekami.
Nic prócz miejsca, w którym się znajdywała nie zdradzało jej zamiarów, a wręcz zaprzeczało temu co już za kilka chwil miało się wydarzyć.
- Kto by pomyślał... - wyszeptała uśmiechając się blado i unosząc swą głowę przed siebie w celu ujrzenia po raz ostatni nieboskłonu, który ku jej niezadowoleniu spowity był gęstą warstwą czarnych, smolistych wręcz chmur. - To koniec. - powiedziała, odruchowo ocierając łzę, która o dziwo nie wydostała się spod wachlarza jej długich rzęs, a pozostała nieznośnie zasnuwając mgłą jej oczęta.
Z początku sama myśl o odebraniu sobie życia była w jej pojęciu absurdalna - panicznie bała się śmierci, nie miała odwagi aby sięgnąć po nóż czy po szklankę wody, którą popiłaby trzymane już kikakrotnie w dłoni tabletki nasenne. Po upływie czasu, kiedy sprawy zaczęły przybierać coraz to gorszy obrót, zaczęła wręcz obsesyjnie myślec o odebraniu sobie życia, o zakończeniu całej tej złej passy, ciągnącej się z zapamiętaniem podczas już od dnia jej narodzin...
Wyciagnęła drżącymi od emocji dłońmi telefon komórkowy, który spoczywał bezpiecznie w kieszeni jej długiego płaszcza. Musiała zadzwonić, musiała mu powiedzieć, musiała przeprosić, że zostawia go samego.
- Sakura? - jego chłodny głos zabrzmiał po drugiej stronie w słuchawce, sprawiając, że po jej twarzy przebiegł cień usmiechu. Tak bardzo chciała przed śmiercią go jeszcze zobaczyć... - Mam ważne spotkanie, nie mogę teraz rozmawiać. - rzekł z lekką irytacją, będąc pewnym, że jego żona z braku pacjentów w szpitalu postanowiła z nim porozmawiać. Często tak robiła, zwłaszcza, gdy tak jak ostatniej nocy znajdywał się poza domem, a w jej sercu odzywała się potrzeba bliskości ukochanego.
- Wiem, Sasuke, ale... - jej głos ugrzązł w gardle, a ona sama zaniosła się cichutkim, tęsknym szlochem.  Żal ściskał jej krtań niczym bolesny łańcuch. - Chciałam się pożegnać. - wydusiła w końcu, tracąc całkowicie chłód jaki utrzymywała przez ostatnie kilka dni. W jej głosie natomiast zabrzmiały smutek, rozpacz, ale także zdecydowanie.
- Żarty sobie robisz? - zapytał rozjuszony, nierozumiejąc słów żony. - Widzimy się za dwie godziny...
- Nie, Sasuke... - przerwała mu szybko. - Nie zobaczymy się. Przepraszam - rzekła i przysunęła się jeszcze bliżej krawędzi dachu wierzowca. - Kocham cię. - wydusiła na zakończenie nim rzuciła swój telefon kilka metrów dalej. Nie obchodziły ją krzyki mężczyzny czy też jego głośne przekleństwa, które nadal dało się słyszeć w odrzuconej na twardy beton słuchawce. Zależało jej tylko, aby po raz ostatni usłyszeć głos męża, by móc odejść szczęśliwą. Nie potrzebowała, a nawet nie chciała rozmów i tłumaczeń. Za pewne gdyby wsłuchiwała się w tę aksamitną barwę jeszcze chwilę dłużej, nie dałaby rady zrobić tego decydującego ruchu.
Z łomoczącym sercem i przyspieszonym oddechem wystąpiła krok przed siebie by już po chwili z zawrotną prędkością lecieć w stronę twardego, betonowego chodnika.
O dziwo na jej twarzy wykwitł delikatny, szczęśliwy uśmiech.
Koniec zmartwień...
Koniec jej wszystkich problemów...
Koniec jej życia...
Odetchnęła z ulgą.
- Kocham cię, Sasuke - wyrzekła jeszcze nim jej ciało gruchnęło z łoskotem o wychłodzony, mokry od rozpoczynającego swój żałobny taniec deszczu asfalt...


4 komentarze:

  1. Faktycznie króciutkie. Ale jak dla mnie część emocji udało ci się przekazać. :) Miałam nadzieje, że to kolejny rozdział. :c
    Co do braku weny, każdy ma czasem zastój, tak mi się przynajmniej wydaje. Nie przejmuj się tym. Odpocznij chwile od opowiadania, pamiętaj tylko, aby wrócić! Powodzenie.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myslę, ze postaram się napisać ten piąty rozdział jeszcze do konca tego tygodnia ;) chcę zakonczyć to opowiadanie, zeby zacząć inne - dłuższe i mam nadzieje, że ciekawsze ^^
      Dziękuje za komentarz, zawsze jak jakis czytam to mi sie tak cieplutko robi na sercu! Dziękuję i również pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. Kiedy kolejny rozdział bo czekam i czekam i nie mogę się go doczekać a twoje opowiadanie naprawdę mnie wciągneło

    OdpowiedzUsuń